Zdziecinnienie wciąż lepsze niż tetryctwo


Muszę wam coś wyznać. Za  dużo kupuję. Za dużo kupuję niepotrzebnych rzeczy, tylko dlatego, że są ładne, kolorowe i ich jeszcze nie mam. A najwięcej kupuję teraz, w okolicy Świąt, kiedy wszystko błyszczy, skrzy się podwójnie, dodatkowo emanując tanią cudownością.
Myślałam kiedyś, że  bożonarodzeniowe zakupowe szaleństwo mnie nie dotyczy, że jestem mądrzejsza, że jestem ponad tym, i że nie dam się nabrać na te sztuczki marketingowych jajogłowych. Wydawało mi się, że czerwony krasnal z wypchanym workiem na plecach pozostanie synonimem kiczu i będę przechodzić obok jego podobizn z poczuciem wyższości. A jednak coś poszło nie tak. Coś poszło bardzo nie tak. I obwiniam o to po części moją mamę, która jest fanką Bożonarodzeniowych Jarmarków czyli festiwalu kiczu w wersji hard.

Od lat jeździłyśmy razem na tego typu imprezy, by w siarczystym mrozie przeciskać się z kubkiem grzanego wina między tłumem takich jak my, poszukiwaczy magii dzieciństwa.
Magii, którą wszyscy znamy, pamiętamy z dawnych lat kiedy na stojąco wchodziliśmy pod choinkę. Czujemy to intuicyjne, ale jako dorośli raczej już jej nie doświadczamy, choćbyśmy zwiedzili wszystkie bożonarodzeniowe budki z różnościami. Owszem, są światełka, jest muzyka, są pierniczki, czekoladki, a aromat grzanego wina mieszą się z zapachem pieczonych kasztanów, kiełbasek i innych lokalnych przysmaków. Wino grzeje od środka, a żeby nie zmarznąć w te grudniowe wieczory koniecznie trzeba tupać, podskakiwać, gibać się i tulić do naszych najbliższych. 
  
I koniecznie trzeba… kupować. Ręcznie malowane bombki, szklane świeczniki, pachnące pierniczki. Aniołki z masy solnej albo porcelany, drewniane puzderka w których niewiadomocotrzymać, ozdoby choinkowe, futrzane czapy i wełniane swetry z wyjątkowo lamerskim motywem „Merry Xmas”. Kupować, kupować. Jeść i pić. A potem wskoczyć na karuzelę albo wdziać łyżwy i sru na lodowisko! W tle kultowy George zaśpiewa o zeszłorocznych świętach i nieudanym romansie wprowadzając nas w TEN nastrój. Tak, to jest właśnie TEN nastrój, kiedy jakoś tak się robi przyjemniej i milej, śnieg i zimno mniej wkurzają, ludzie może troszkę bardziej (zwłaszcza ci z gatunku przepychających się  i wrzeszczących).

Zastanawia mnie czy w TEN czas stajemy się na nowo, choć na chwilę dziećmi czy po prostu dziecinniejemy? Pamiętam z czasów studenckich książkę Benjamina Barbera „Skonsumowani”, która wywarła na mnie na tyle duży wpływ, że pamiętam ją do dziś i jej fragmenty towarzyszą mi często podczas zakupów, hamując moje kobiece zapędy uzupełniania zapasów wszystkiego, zwłaszcza tego co zbędne.  Bo to właśnie nadmierny konsumpcjonizm – zdaniem Barbera – jest w dużej mierze odpowiedzialny za infantylizację społeczeństwa. Za moje zdziecinnienie  również… Piszę tego posta ubrana w pluszowe oncies, opycham się czekoladą a na kanapie obok siedzi pluszowy Elmo. I możecie się śmiać ale wiem, że nie jestem w tym osamotniona. Kto nie posiada bokserek z kaczuszkami, pościeli ze Spiderman’em, notesu ze świnką Pepe  czy stosu komiksów niech pierwszy rzuci kamień!

Dziecinnienie społeczeństwa w okresie przedświątecznym przybiera na sile, a na bożonarodzeniowych jarmarkach osiąga apogeum. Można zaobserwować tatusiów bardziej zainteresowanych modelami kolejek niż ich dzieciaki, rozmarzone mamy na karuzelach trzymające w objęciach swoje maluszki, staruszki na hulajnodze i dziadków na łyżwach. Infantylizacja i konsumpcjonizm to pojęcia z gruntu negatywne. Ale sama nie do końca jestem pewna, kiedy patrzę na tych uśmiechniętych, rozgadanych i rozgrzanych aromatyzowanym winem ludzi czy to na pewno zjawiska negatywne. Szczerze mówiąc, im jestem starsza tym bardziej przychylam się do opinii, że czasem warto zdziecinnieć choć na chwilę, włączyć Fasolki, kupić sobie watę cukrową na patyku albo śnieżną kulę z mikro-Mikołajem i jego mikro-zaprzęgiem w środku. Warto czasem przestać być poważnym. To jest mój plan na grudzień. 


 
Wiedeń, Weihnachtsmarkt 2009

  
Wiedeń, Weihnachtsmarkt 2009


Wiedeń, Weihnachtsmarkt 2009
Langosz na słodko i słono - ciężko zdecydować który lepszy więc najlepiej zjeść oba ;-)

 Praga, Vánoční Trhy 2011
W życiu tak nie zmarzłam jak wtedy w Pradze. Pamiętajcie o rajstopach tudzież kalesonkach!
Stuttgart, Weihnachtsmarkt 2014
Makieta dla małych i dużych dzieci


Esslingen, Mittelaltermarkt & Weihnachtsmarkt 2014
Brama do średniowiecznego jarmarku bożonarodzeniowego - zdjęć z wewnątrz nie mam za dużo się działo, żeby fotografować (publiczne kąpiele w drewniane balii na golasa, strzelanie z łuku, rzuty toporkami i takie tam...)


Budapeszt, Karácsonyi Vásár 2014
słodkości na szczęście nie tylko marcepanowe
Budapeszt, Karácsonyi Vásár 2014
Budapeszt, Karácsonyi Vásár 2014
Budapeszt, Karácsonyi Vásár 2014
kulinarne odkrycie miesiąca: quiche z serem, kwaśną śmietaną, ogórkiem i szynką.
Pani zadziwiająco dobrze sobie z tym radzi mimo tłumu chętnych, zimna i polowych warunków.

Comments

  1. Uwielbiam tu zaglądać i postanowiłam dać temu w końcu znak, bardzo dobrze się czyta Twoje posty i czekam na więcej :) w swoim dresiku i koszulce Batmana :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję za ujawnienie się :-) To bardzo miłe wiedzieć, że ktoś tam, gdzieś tam czeka na kolejny wpis. Plus 10 do motywacji :P

      Delete

Post a Comment

Popular posts from this blog

"Kto nigdy nie widział Sewilli, ten nigdy nie patrzył z zachwytem..."

Święto dyszla tu i tam...

Wenecja miasto miłości - a jakże!