Posts

Showing posts from October, 2014

Święto dyszla tu i tam...

Image
Być może niektórzy z Was już wiedzą o czym będę mówić. Być może sami są fanami tego typu spędów. Dla tych jednak co nie wiedzą o co chodzi, zaczynam od wyjaśnienia,  Otóż rzeczone  święto dyszla to jedno z moich ulubionych określeń na dzień targowy. Dzień w którym na główne place wsi, miast i miasteczek wylegają tłumy spragnione ziemniaków, marchewki, ogórków, żywego inwentarza, przypraw, rosyjskiej bielizny i chińskich skarpet. Wszystko to i wiele, wiele więcej ma do zaoferowania przeciętny polski targ (lub jak to się mówiło u mnie w domu jarmark albo bazar).  Jak na prowincjonalne, a dokładniej wiejskie dziewczę przystało, przyznaję że święto dyszla to była dla mnie zawsze frajda (na pewno nie aż taka, jak coroczny odpust parafialny związany z  najazdem handlarzy różowym i plastikowym badziewiem wszelkiej kategorii). W mojej wsi, to arcyważne wydarzenie tyleż handlowe co towarzyskie przypadało i nadal przypada na czwartek. Obecnie mieszkam gdzie indziej i sama nie pam

Erice – miasteczko w chmurach

Image
Tradycyjnie, nim przejdę do sedna czas na przydługą dygresję. No dobrze, tym razem nie będzie aż taka długa. Odpowiem na pytania, które do mnie docierają – drogą ustna bo jak na razie nie nikt nie zostawił tutaj śladu swej bytności. Pierwsza sprawa: nie, to nie jest blog wyłącznie o podróżach, ani wyłącznie o Włoszech, tym bardziej wyłącznie o Sycylii. To jest blog o mnie i o tym co mi w duszy gra. A że w ostatnim czasie te tematy są mi bliskie możecie tutaj o nich poczytać. Sprawa druga: tak, przewiduję zamieszenie na blogu przepisów dań, które w jakiś szczególnych sposób mi zasmakowały. Będą to przepisy sprawdzone przeze mnie, choć nie zamierzam dokumentować ich zbyt wieloma zdjęciami. Powód jest prosty: ja gotuję jak huragan: szybko i z rozmachem. I to niestety widać. Dlatego oszczędzę Wam widoku wszystkich misek, łyżek, łyżeczek, noży i innych utensyliów kuchennych, które podczas gotowania w cudowny sposób mnożą się w mojej kuchni. Tym razem jednak nie o jedzeniu będzie. W

Dobroci nigdy dość czyli co jeść na Sycylii część II

Image
Powrót do Polski z Włoch zwykle bywa dla mnie trudny. Kocham swój kraj ale brakuje mi w nim dwóch rzeczy, na które zawsze mogę liczyć we Włoszech: dobrej pogody i dobrego podejścia do jedzenia. O pogodzie pisać nie chcę, wszak jak jest za oknem każdy widzi. Skupię się na jedzeniu bo w moim domu rodzinnym temat ten traktowany jest nieco "po włosku". Mówiąc/Pisząc "po włosku" mam na myśli, że traktowany jest bardzo poważnie! W domu mym rodzinnym jedzenie to kwestia nadzwyczajnie istotna. Posiłki u nas nie tylko się je, o nich się myśli, mówi, dyskutuje, planuje, eksperymentuje... Jak coś pójdzie nie tak to jest wybrzydzanie, awantura i sceny jak z Gordona Ramsaya. Tutaj nie chodzi tylko o to by coś zjeść, by  zaspokoić głód czy uzupełnić składniki odżywcze. Skądże! Chodzi o to, żeby jedzenie uczynić jedną z ważniejszych (jeśli nie najważniejszą) kwestii w życiu. W moim domu rodzinnym tak było i przysłuchując się i przyglądając ukradkiem dyskusjom Włoszek i Włochów