Święto dyszla tu i tam...



Być może niektórzy z Was już wiedzą o czym będę mówić. Być może sami są fanami tego typu spędów. Dla tych jednak co nie wiedzą o co chodzi, zaczynam od wyjaśnienia, 

Otóż rzeczone święto dyszla to jedno z moich ulubionych określeń na dzień targowy. Dzień w którym na główne place wsi, miast i miasteczek wylegają tłumy spragnione ziemniaków, marchewki, ogórków, żywego inwentarza, przypraw, rosyjskiej bielizny i chińskich skarpet. Wszystko to i wiele, wiele więcej ma do zaoferowania przeciętny polski targ (lub jak to się mówiło u mnie w domu jarmark albo bazar). 

Jak na prowincjonalne, a dokładniej wiejskie dziewczę przystało, przyznaję że święto dyszla to była dla mnie zawsze frajda (na pewno nie aż taka, jak coroczny odpust parafialny związany z  najazdem handlarzy różowym i plastikowym badziewiem wszelkiej kategorii). W mojej wsi, to arcyważne wydarzenie tyleż handlowe co towarzyskie przypadało i nadal przypada na czwartek. Obecnie mieszkam gdzie indziej i sama nie pamiętam kiedy ostatnio zaszczyciłam je swoją obecnością. Z tego jednak co się orientuję, w dobie otwartych praktycznie non-stop supermarketów, święto dyszla nie jest już tak popularne jak kiedyś. A szkoda, dla mnie czwartkowe powroty ze szkoły zwykle były naznaczone ciekawością co też tam ciekawego z targu dotargali do domu rodzice. A to pyszne jabłka, truskawki na dżem, kolorowe papryki na chutney, pachnącą czubricę, zakrętki do słoików, lampki na choinkę... Każda pora roku miała swój rytm, swoje produkty, swój targowy hit. 

Są miejsca na świecie gdzie targowe szaleństwo doprowadzone jest do perfekcji i to nie tylko dlatego, że odbywa się codziennie, ale dlatego że mnogość bazarowych barw, zapachów i odgłosów przyprawia o zawrót głowy. Na mnie ogromne i przy tym pozytywne wrażenie zrobiły bazary Palermo, choć są to miejsca o specyficznej i nieoczywistej urodzie,

La Vucciria, Renato Guttuso
fot. www.italymagazine.com

Powyższy obraz to kultowe już dzieło sycylijskiego malarza Renato Guttuso, które swoim przepychem i rozmachem doskonale obrazuje codzienność jednego z najważniejszych bazarów Palermo. Vucciria to jeden z najstarszych bazarów w mieście a jego początki datuje się na XIII wiek. Dzisiaj Vucciria to miejsce znane i chętnie odwiedzane przez turystów. Niektórzy sądzą, że zatraciło swój oryginalny charakter - niezależnie od tego czy to prawda czy nie, miejsce warte jest zobaczenia i skonfrontowania z wizją Gattuso. (Moją opinię zachowam w tym wypadku dla siebie - a to dlatego, że obraz Gattuso to dla mnie jedno z ulubionych dzieł współczesnych i uważam, że twórca wysoko postawił poprzeczkę rzeczywistości ;))

Osobiście bardziej przypadł do gustu inny bazar Palermo czyli Ballaro. Usytuowany w najstarszej dzielnicy miasta Albergheria, bazar Ballaro to niezbity dowód na to, że arabskie dziedzictwo Palermo wciąż jest żywe... i to jeszcze jak żywe! Ballaro to w gruncie rzeczy dawny arabski suk , tętniąca życiem plątanina ulic, gdzie stoły handlarzy uginają się pod ciężarem warzyw, owoców, mięsa, serów, ryb i przypraw. Wszystko to świeże, bogate, kolorowe i pachnące...tudzież śmierdzące jeśli mówimy o wszelkiego maści frutti di mare. Kupcy krzyczą, zachwalając swoje towary. Jak trzeba to śpiewają, wrzeszczą wprost do ucha i wymachują przed nosem niczego niespodziewających się dziewcząt świeżo złowioną ośmiornicą ( tak, historia prawdziwa). 
Poniżej wklejam kilka zdjęć z sycylijskich targów byście mogli choć na chwilę przenieść się tam, gdzie przenoszę się w wyobraźni jak nachodzi mnie mały, średni i duży głód.

Wybrane zdjęcia dzięki uprzejmości JSO ;)
Catania, targ
Catania, targ

Sycylijski targ i kawałek Sycylijczyka

Ballaro, Palermo
Pomidory z Corleone 



Comments

  1. Te pomidory wyglądają pysznie!
    BN

    ReplyDelete
    Replies
    1. bez żadnej przesady mogę potwierdzić: to były najlepsze pomidory jakie jadłam w życiu... ale wiem, wiem, młoda jeszcze jestem ;)

      Delete
  2. Święto dyszla to też mój punkt obowiązkowy w czasie każdych wakacji, dzieci snują się mną między straganami ale pewnie za lat kilka albo kilkanaście, sami będą odwiedzać miejscowe targi i zajadać oliwki z papierowej torebki :)
    Joanna B.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzieci na pewno docenią to po latach! Ja kiedyś na targu zgubiłam mamę (albo ona raczej zgubiła mnie) i pomimo ogromu traumy nadal lubię targowiska ;) i papierowe torby i rożki na zakupy też!

      Delete
    2. A między kolejnymi wakacjami nawet mnie Kleparz satysfakcjonuje :) JB

      Delete

Post a Comment

Popular posts from this blog

"Kto nigdy nie widział Sewilli, ten nigdy nie patrzył z zachwytem..."

Wenecja miasto miłości - a jakże!