Erice – miasteczko w chmurach



Tradycyjnie, nim przejdę do sedna czas na przydługą dygresję. No dobrze, tym razem nie będzie aż taka długa. Odpowiem na pytania, które do mnie docierają – drogą ustna bo jak na razie nie nikt nie zostawił tutaj śladu swej bytności. Pierwsza sprawa: nie, to nie jest blog wyłącznie o podróżach, ani wyłącznie o Włoszech, tym bardziej wyłącznie o Sycylii. To jest blog o mnie i o tym co mi w duszy gra. A że w ostatnim czasie te tematy są mi bliskie możecie tutaj o nich poczytać. Sprawa druga: tak, przewiduję zamieszenie na blogu przepisów dań, które w jakiś szczególnych sposób mi zasmakowały. Będą to przepisy sprawdzone przeze mnie, choć nie zamierzam dokumentować ich zbyt wieloma zdjęciami. Powód jest prosty: ja gotuję jak huragan: szybko i z rozmachem. I to niestety widać. Dlatego oszczędzę Wam widoku wszystkich misek, łyżek, łyżeczek, noży i innych utensyliów kuchennych, które podczas gotowania w cudowny sposób mnożą się w mojej kuchni.
Tym razem jednak nie o jedzeniu będzie. W końcu nie samym chlebem żyje człowiek.


Jeśli miałabym wymienić top 10 miejsc jakie udało mi się w życiu odwiedzić Erice z pewnością było by w pierwszej trójce. To miasteczko założone jeszcze przed naszą erą przez mitycznych Elymów wznosi się na szczycie góry Eryks, która z kolei zdobi zachodnie wybrzeże Sycylii. Na miejsce można dostać się oczywiście samochodem, ale od strony Trapani można wypróbować kolejkę, która jest wygodna i względnie tania (9 euro za wyjazd i zjazd a emocji w bujającym się wagoniku co niemiara).


Erice, październik 2014


Co sprawia, że zakochałam się w Erice? Brukowane, wąskie uliczki, kamienne kościoły place i podwórka, mroczne zaułki, wałęsające się koty i mgła. Sama już nie wiem czy mgła to czy chmury… Zresztą, to akurat nie jest istotne. Istotny jest nastrój, który buduje to przedziwne zjawisko atmosferyczne. Erice udało mi się odwiedzić jak dotąd dwa razy i za każdym razem miasto tonęło w chmurach. Przy pierwszej, majowej wizycie około godziny 13-14, mgła opadła i naszym oczom ukazała się piękna panorama okolicznych miasteczek. W oddali majaczyły jeszcze Wyspy Egadzkie tonące w oszałamiająco błękitnym morzu. Przy drugiej wizycie, w październiku mgła nie odpuściła nawet do późnego popołudnia spowijając kamienne budowle mlecznymi oparami tak obficie, że w rezultacie niewiele było widać... Sorry, taki mamy mikroklimat ;)


Erice, październik 2014





Erice, październik 2014


Erice, kościół Matrice z XIV w.


Kocham Erice również dlatego, że póki co nie jest zdeptane przez turystów, a błądząc wśród kamiennych uliczek wciąż można natrafić na urocze zaułki wolne od sklepików z pamiątkami made in CHRL i całego tego turystycznego szumu. To właśnie tam dopada mnie ten przedziwny nastrój, poczucie jakiejś dziwacznej łączności z przeszłością, z tym co było. Stare budowle stoją niewzruszone mimo upływu lat, bruk schodzony, wyślizgany, wciąż ten sam, tylko buty, które po nim stąpają się zmieniają. Buty, a właściwie ich zawartość, ich właściciele czyli wciąż to nowi mieszkańcy, najeźdźcy, pielgrzymi, turyści… Elymowie, Grecy, Kartagińczycy, Rzymianie, Normanowe – kogóż tam nie było!


Do tej pory nie udało mi się odwiedzić zbyt wielu miejsc gdzie mogłam doświadczyć tej łączności z przeszłością. Historyczne giganty takie jak Rzym nie nadają się do kontemplacji bo ogromny przepływ turystów często uniemożliwia nawet zatrzymanie się żeby wzrokiem ogarnąć ten ogrom historii. Ok., to jest mój punkt widzenia, zapewne są osoby które i w takich miejscach jak Paryż lub Rzym były w stanie poczuć ten przedziwny stan. Mnie się jednak to nie udało, aż do momentu kiedy po raz pierwszy odwiedziłam Erice. A Wy macie jakieś miejsca które pozwolą choć na chwilę przenieść się w czasie? Jeśli tak, dajcie znać!


Tymczasem poniżej dowód na to, w Erice niebo też bywa błękitne.

Erice, widok na ŚwiątynięWenery (Wenus)





Comments

  1. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  2. Zachęcająco piszesz o Erice! Must see! Ominelam przy ostatniej wyprawie na Sycylie, musze tam wrócic! :) Jakoś tak mi się skojarzyło z mglistymi uliczkami Barcelony z lat 40-tych z powieści Zafóna "Cień wiatru"...

    ReplyDelete

Post a Comment

Popular posts from this blog

"Kto nigdy nie widział Sewilli, ten nigdy nie patrzył z zachwytem..."

Święto dyszla tu i tam...

Wenecja miasto miłości - a jakże!