O podróżach słów parę

Właśnie przygotowuję się do krótkiego, acz intensywnego (przynajmniej w planach) wyjazdu do Włoch i pomyślałam, że to dobry moment żeby podzielić się z Wami tym entuzjazmem jaki mi towarzyszy mi zwykle w takich przypadkach. I to niezależnie od tego czy wyjazd jest daleki czy bliski, krótki czy długi, samotny czy w towarzystwie. Przyjemna ekscytacja jest zawsze...




Przez większość mojego życia pragnienie podróżowania łaziło za mną nieustannie. Siedzenie w jednym miejscu i brak kontaktu z tym co nowe i tym co inne mocno mnie przygnębiało, więc żeby przed tym dołującym poczuciem braku uciec zazwyczaj zaczytywałam się w książkach i magazynach podróżniczych. Przeszkody w realizowaniu marzeń podróżniczych były zawsze dwie: pieniądze (a raczej ich brak) oraz brak towarzystwa. Dzisiaj, jako kobieta pracująca do tej listy dodałabym jeszcze nieustanny brak czasu - 26 dni urlopu to naprawdę śmiesznie mało.

Mimo wszystko jednak podróżuję.  Mogę nawet powiedzieć, że "podóżyję" - moje życie wyznaczają kolejne wyprawy, a to co pomiędzy to tylko zbieranie pieniędzy i informacji,  planowanie, i niecierpliwe wyczekiwanie. 

Problem pierwszy: pieniądze. Niby szczęścia nie dają ale jakoś bez nich nie jest za wesoło. Mimo to, gwarantuję Wam duża ich ilość wcale nie przekłada się na udaną podróż i przygodę życia. No chyba, że kogoś uszczęśliwia wypasiony hotel w modnym kurorcie, ale o tym nie mam nic do powiedzenia dlatego, że nigdy nie byłam ani w jednym ani w drugim. 

Jak podróżować za małe pieniądze? 
1. Planować wcześniej - im wcześniej rezerwuje się bilety czy miejsca noclegowe tym taniej. Nie odkrywam tym stwierdzeniem żadnej z Ameryk, raczej przypominam o tym, że warto planować z wyprzedzeniem bo spontaniczność czasami bywa kosztowna. 
2. Zmniejszyć oczekiwania - nie zawsze fajny pokój ma znaczenie. Jeżeli ktoś tak jak ja, skupia się na zwiedzaniu i poznawaniu miejsca, w pokoju przebywa tylko kilka godzin i jest tak wypruty że ma ochotę tylko przyłożyć głowę do poduszki i  spać. Stąd obecność poduszki jest istotna. Telewizor z milionem kanałów, bilard, kominek, widok na morze itp. -  już niekoniecznie. Jeśli o mnie chodzi ważne, żeby było czysto, ciepło i bezpiecznie. 
3.  Improwizować - ok, to fantastyczne uczucie pić smakowite cappuccino w kawiarni z widokiem na Krzywą Wieżę. Ale równie dobrze smakowała mi kawa na wynos, popijana na schodach gdzieś w Bolonii, w towarzystwie Ani i Michała i  chmary przeklętych gołębi.
4.  Korzystać z darmowych atrakcji - można zapłacić kupę kasy i stać godzinami w kolejce tylko po to by zobaczyć jakieś kultowe dzieło sztuki. Przez 5 sekund. Pstryknąć fotkę i wkurzyć się na zgraję turystów, lezących za nami krok w krok. Ale można też poczytać co nieco i dowiedzieć się o istnieniu jeszcze fajniejszych dzieł, schowanych w ciemnych, małych kościółkach i zaułkach miast. Można spacerować i gubić się, odkrywać nieznane przewodnikom miejsca i poznawać ludzi. To wszystko jest za darmo. Właściwie to mam problem tylko z deszczowymi dniami, wtedy o darmowe atrakcje trudniej, ale myślę nad tym. Jak wymyślę to Wam powiem ;)
 5. Zejście z utartych szlaków - im dalej od centrum tym taniej, im dalej od znanych miejsc tym ciekawiej. Więcej chyba nie muszę dodawać. 

Problem drugi - z kim jechać jak nie ma z kim?

Oczywiście można szukać podróżników na stronach typu couchsurfing, albo podpinać się pod jakieś większe zorganizowane grupy. Można też inaczej - podróżować samodzielnie.Celowo napisałam samodzielnie, a nie samotnie bo to drugie słowo kojarzy się dość negatywnie, a jak dla mnie wcale tak być nie musi. 

Podróżowanie w pojedynkę ma wiele zalet i jest idealne dla osób lekko aspołecznych albo takich, które lubią siebie na tyle żeby spędzać czas ze samym sobą. Na początku było to dla mnie nie lada wyzwaniem. Jak większość niezadowolonych z siebie osób mogę powiedzieć, że oczywiście siebie kocham choć niekoniecznie siebie lubię. Teraz już wiem, ze samodzielne podróże pomagają siebie polubić. I co najważniejsze siebie poznać.  Co jeszcze oferują takie wypady?
Niczym niezmącone poczucie wolności i jeszcze fajniejsze poczucie, że nic, absolutnie nic nie muszę a wszystko mogę. Spać do południa - jak najbardziej. Pizza na śniadanie - któż mi zabroni? Siedzenie przez 3 godziny na trawie w Ogrodach Boboli i słuchanie ulubionej muzyki?  Been there, done that. Nie ma kompromisów, nie ma bezcelowych i ciągnących się jak guma w majtkach dyskusji (co robimy?, gdzie jemy?).  Jest przestrzeń dnia do zapełnienia. Raz na jakiś czas bardzo mi tego potrzeba, choć uwielbiam moich przyjaciół i z nimi zawsze jest zabawniej. Jednak kiedy jestem sama jestem bardziej uważna, dostrzegam więcej, poznaję więcej ludzi. Robię mniej zdjęć sobie i towarzyszom, przez co więcej widzę. Naprawdę warto spróbować!

Problem trzeci czyli urlop to kwestia przeze mnie wciąż jeszcze nie rozwiązana. Póki co, korzystam z weekendów, które można próbować przedłużać. Może Wy macie jakieś pomysły, którymi się możecie podzielić ze mną?
Trzy godziny nic-nie-robienia z takim widokiem. Ogrody Boboli, 2014

Towarzystwo zawsze się znajdzie. Ogrody Boboli, 2014


Comments

Popular posts from this blog

"Kto nigdy nie widział Sewilli, ten nigdy nie patrzył z zachwytem..."

Święto dyszla tu i tam...

Wenecja miasto miłości - a jakże!