I know, it has been a long time since my last post, but I am back, so relax and enjoy ;)
Santa Maria del Fiore, Florence 2016
Ok, the title of this post is not suppose to insult anyone. It's just inspired by a facebook fanpage that collects the pictures of churches that somehow reminds not very noble animal: a hen. You can see it here
I must say, sacral architecture is my thing - I like to discover temples and feel the unique atmosphere each of them have. The thing is that for me modern churches don't look good. It's almost hard for me to believe that in the old times, with less know-how people were able to build temples of great beauty and now...
Long story short, the church I would like to tell you about is anythings like that. Santa Maria del Fioreis is in fact one of the most outstanding examples of sacral beauty.
Facade of the Duomo di Firenze
The basilica Santa Maria del Fiore known also as Il Duomo del Firenze is famous for its white, pink and green marble facade, the Giotto campanile (bell tower) and Babtistety but above all it's famous for the enormous dome - the work of Filippo Brunelleschi.
What is quite funny (maybe not when you are on the top of the "cupola"), Brunelleschi was not even an architect. He wasa goldsmithby profession but somehow, someway his genius allowed him to design and built a dome with a span of 45.4 m and height 70 meters (plus 37 meters if we count the lantern on the top). Oh, and it weights 37 thousands tons.
In 1418 the basilica has been missing a dome and there was noone who has an idea how to build it. There was a contest to find the contractor but the participants had some strangest ideas how to make it. Only Brunelleschi was able to propose a solution that had a chance of success.
And it was a success indeed. The dome was built without scaffolding (he had this unimaginable idea that a double dome will be his own scaffolding) and with no fatalities. Till nowadays atchitects and scientist are impressed by the way the dome has been constructed and by machinery Brunelleschi designed to use during construction (all can be seen for 15 euro - combined ticket allows you to enter the church, the museum dedicated to the basilica as well as the Campanile, Babtistery and the Dome).
I was impressed as well, I must say it was totally worth to climb 430 steps in a claustrophobic staircase just to be able to see the construction, and ofcourse the view from the top. The interior of the dome is decorated with frescoes that covers 3,600 metres² of surface and depicts The Last Judgment. If you are interested in the history of a simple goldsmith with unlimited imagination I recommend Great Cathedral Mystery.
The Brunelleschi dome of the basilica
The inside ornaments of the "cupola"
Apparently hell is full of man-lizards...beware!
The "corridor" between two domes.
The model of the dome, can be seen in the Museum of the Duomo
Here we are on the top :)
The view of the bell tower, Florence
Florence the view from the top of the cupola
The Babtistery, Florence
Florence again
Campanile, Florence
Florence, in the distance Palazzo Vecchio and Palazzo Pitti with Boboli Gardens
Buty do flamenco, wystawa sklepowa Sevilla, 2015 Opowiem Wam dziś co nieco o Sewilli, mieście które jest gorące, piękne i które w zaskakująco udany sposób łączy to co dawne z tym co nowoczesne. Ponieważ nie czuję specjalnie kompetentna w sprawach historii czy kultury Andaluzji (jak i całej Hiszpanii w ogóle)pozwolę zdjęciom opowiadać o pięknie tego miejsca a Wam opiszę pokrótce swoje wrażenia z krótkiego acz intensywnego pobytu w stolicy Andaluzji. La Cartuja, Sevilla 2015 Przede wszystkim Sewilla jest obłędnie kolorowa – zieleń drzew, błękit nieba, kwiaty, kwiaty, kwiaty. Do tego wszechobecne pomarańcze (na drzewach, pod nimi, na chodnikach; przygniłe, zdeptane, ale wciąż pachnące) i kolorowe azulejos sprawiają, że miasto pulsuje intensywnymi barwami co niektórych może przyprawić o ból głowy (mnie oczywiście nie – kto był u mnie mieszkaniu wie, że feeria barw to dla mnie chleb powszedni ;)). Wracając do Sewilli – miasto jest duż...
Być może niektórzy z Was już wiedzą o czym będę mówić. Być może sami są fanami tego typu spędów. Dla tych jednak co nie wiedzą o co chodzi, zaczynam od wyjaśnienia, Otóż rzeczone święto dyszla to jedno z moich ulubionych określeń na dzień targowy. Dzień w którym na główne place wsi, miast i miasteczek wylegają tłumy spragnione ziemniaków, marchewki, ogórków, żywego inwentarza, przypraw, rosyjskiej bielizny i chińskich skarpet. Wszystko to i wiele, wiele więcej ma do zaoferowania przeciętny polski targ (lub jak to się mówiło u mnie w domu jarmark albo bazar). Jak na prowincjonalne, a dokładniej wiejskie dziewczę przystało, przyznaję że święto dyszla to była dla mnie zawsze frajda (na pewno nie aż taka, jak coroczny odpust parafialny związany z najazdem handlarzy różowym i plastikowym badziewiem wszelkiej kategorii). W mojej wsi, to arcyważne wydarzenie tyleż handlowe co towarzyskie przypadało i nadal przypada na czwartek. Obecnie mieszkam gdzie ind...
Bologna, 2013 Po przerwie wracam do Was z kolejnym postem. Tym razem coś na temat jednego z najbardziej znanych włoskich miast, do którego po dwuletniej przerwie mam zamiar zawitać w drugiej połowie lutego. Bolonia określana jest jako la grassa ( tłusta), la dotta (uczona) i la rossa (czerwona). Skąd te przymiotniki? Ano stąd, że miasto to słynie z tłustego i pysznego zarazem jedzenia, najstarszego uniwersytetu oraz z niezwykłej popularności koloru czerwonego i to nie tylko jeśli chodzi o kolorystykę miejskiej zabudowy. Ale o tym za chwilę, teraz skupmy się na tym co naprawdę istotne: na jedzeniu. Określenie la grassa tych, którzy tak jak ja są wiecznie na diecie (i to niejednej bo jedną trudno się najeść) może przerażać. Ale jednocześnie określenie to w stosunku do Bolonii, jest niezwykle trafne - miasto słynęło i słynie z pysznego jedzenia, którego naprawdę trudno sobie odmówić. Nie jest to jedzenie lekkie, jak sycylijskie caponaty, ale jedz...
Comments
Post a Comment