|
Venezia, 2015 |
Tak wiem, dla większości włoskim miastem miłości jest Werona -
urocze miasteczko oddalone od Wenecji o zaledwie o kilkadziesiąt
kilometrów. Miasto Romea i Julii
przyciąga miliony turystów pragnących poczuć romantyczną atmosferę i odnaleźć
miłość. Mnie to miejsce jednakże nigdy nie kręciło. Z prostego powodu – ta historia skończyła
się tragicznie. A ja lubię szczęśliwe zakończenia, dlatego przyznam się szczerze, że w tym przypadku dla mnie to o dwa trupy za dużo. Weronę
postanowiłam więc ominąć i skupiłam się
na Wenecji - mieście uciech, karnawału i
intrygujących masek. Mieście miłości zresztą też – z tym, że miłości trochę może się wydawać bardziej powierzchownej, kiczowatej ale barwnej i radosnej.
To tutaj właśnie żył i uwodził Giacomo Casanova – legendarny
awanturnik, oszust i kochanek (kolejność przypadkowa). Wykształcony, przystojny i szarmancki wielbiciel kobiet (w liczbie mnogiej ma się rozumieć),
chętnie korzystający z uroków i możliwości jakie dawała mu
ówczesna Wenecja – miasto rozpusty. To tutaj przeżywał swoje miłosne przygody, pracował w swoim alchemicznym laboratorium i to tutaj był więziony w zimnej i wilgotnej celi więzienia w Pałacu Dożów (skąd w sposób brawurowy zwiał).
Praktycznie od początku swojego istnienia Wenecja była miastem kosmopolitycznym,
nastawionym na handel i otwartym na to co nowe – głównie z racji swojego położenia na
lagunie. To tutaj, w wiekach XVI-XVIII
rozkwitł zawód kurtyzany, zwanej również onesta meretrix – szanowna
nierządnica. Jak dla mnie to
sformułowanie jest wewnętrznie sprzeczne, ale przyznać trzeba, że weneckie
kurtyzany cieszyły się szacunkiem, były niezależne, miały własne pieniądze i
często były dobrze wykształcone. Co
więcej, po kilku latach „pracy” i zdobyciu doświadczenia oraz obycia wśród
możnych „opiekunów”, kurtyzany stawały
się idealnymi wręcz kandydatkami na żony(!) W efekcie, poślubiały często bogatych kupców
i rzemieślników, a czasami nawet szlachciców.
|
Canal Grande i widok na Santa Maria della Salute |
Tak więc mieliśmy w Wenecji najsłynniejszego kochanka,
tabuny luksusowych kurtyzan i trwający od 26 grudnia do Środy Popielcowej
karnawał – czas zabawy, przebieranek, tańców i... miłości. Miasto na kilka tygodni
stawało się sceną dla 24-godzinnej comedia dell’arte gdzie każdy zakładał
kostium i maskę, a następnie stawał się na jakiś czas kimś innym. Niełatwo było odgadnąć, któż to kryje się pod peleryną i maską. Kobieta?
Mężczyzna? Senator? Duchowny? A może młodzieniec pędzący na miłosną schadzkę w ukochaną?
Wszystko to zdawało się
nie mieć znaczenia w Karnawale. W obliczu melanżu
jak widać wszyscy są równi tak teraz jak i w przeszłości ;)
Po zebraniu powyższych informacji pomyślałam, że
Wenecja to absolutnie nie jest miasto miłości – tylko miasto hedonistycznych
uciech, zepsucia i moralnej degrengolady. Tak mi się wydawało, ale do
czasu. Już pierwsze kilka minut pokazało
mi, że jestem w błędzie. Wenecja jest
tak malownicza, tak ładna i tak romantyczna zarazem, że słowo miłość odmieniane we wszystkich możliwych językach pasuje do niej jak miód do herbaty. Jeśli jeszcze jedzie się tam będąc zakochanym, to już od wyjścia z dworca
wpada się w lekki obłęd. Główne wyjście
z dworca kolejowego prowadzi bowiem wprost nad Canale, więc kiedy w słoneczny dzień w
wodzie migoczą odbite promienie słońca można doznać szoku. I nic wtedy
nie jest w stanie nam popsuć tego nastroju – ani hordy japońskich/koreańskich
turystów, ani nielegalni imigranci wciskający na siłę najnowszy hit: selfie
stick (jedyne pięć ojro) ani nawet nie zawsze przyjemny zapach wody...
Wenecja jest miastem miłości. I zakochanych. Przynajmniej dla mnie.
Poniżej kilka fotek z wyjazdu. Do odkrywania Wenecji przygotowywałam się korzystając z książki: "Wenecja. Sztuka i architektura" Marion Kamiński - stąd też pochodzą informacje wykorzystane w tym poście. Lekturę polecam pomimo drobiazgowych opisów licznych detali architektonicznych weneckich palazzo. Da się przez to przebrnąć ;)
|
Palazzo Contarini del Bovolo - oczywiście w remoncie, więc nie można wspiąć się po schodach . Remont od pięciu lat - aspettiamo.
|
|
Ponte dei Sospiri - Most Westchnień, ale nie westchnień zakochanych tylko skazańców prowadzonych tędy do więzienia w Pałacu Dożów |
|
Venezia, 2015
|
|
Coraz ciemniej i coraz piękniej... |
|
Rejs gondolą drogi aż zęby bolą, ale popatrzeć można za darmo |
|
Weneckie maski są na liście pamiątek, które przynoszą pecha. Zgadnijcie czy kupiłam? ;) |
|
Maski w innej wersji. Bestie śniły mi się po nocach... |
|
Venezia, 2015 |
Comments
Post a Comment